W Finlandii znalazłam się
nie przez przypadek. Zawsze marzyłam o podróży do Skandynawii i przez wiele
lat, razem z moją przyjaciółką, Asią, próbowałyśmy się tam dostać. Raz
zapisałyśmy się na norweską stronę agencji pracy, nie rozumiejąc ani słowa po
norwesku. Kilka razy zgłaszali się do nas różni ludzie. Raz był to pewien
biznesman, który, jak się później okazało, chciał rozreklamować jakiś amerykański produkt w
Polsce. My miałyśmy być jego przedstawicielkami handlowymi. To wiązało się ze
wstępną opłatą, no i ciągle nie osiągnęłybyśmy swojego celu. Ogólnie,
podejrzana historia. Innym razem rozmawiałyśmy z facetem, który poszukiwał
kobiet do sprzątania domków letniskowych. To też wydało nam się lekko
podejrzane, a do tego chodziło jedynie o okres wakacji. Propozycja została
odrzucona. Chcąc spędzić w Skandynawii więcej czasu i to w taki sposób, aby
poznać ludzi i kulturę, zapisałyśmy się jako potencjalne au-pair. Niestety,
zostałyśmy jedynie zasypane propozycjami z Wielkiej Brytanii, co wcale nas nie
interesowało. W między czasie zaczęłam się uczyć norweskiego i czytać wszystko,
co dotyczyło Północy. Skandynawia mnie pochłonęła, chciałam tam być!
Przez kilka lat jednak
nic się nie działo. Po porażce z au-pair dałyśmy sobie spokój z szukaniem za
wszelką cenę sposobu na podróż do Skandynawii. W 2008 r. obie wzięłyśmy udział
w programie Erasmus, Asia pojechała do Belgii, ja znalazłam się nagle w Paryżu.
Po tych kilku miesiącach spędzonych tak beztrosko nie mogłam się odnaleźć w
Polsce. Skończyłam studia, obroniłam pracę magisterską i trzeba było coś
postanowić. Bezskutecznie szukałam pracy, każda wizyta w pośredniaku pogłębiała
moje uczucie wyizolowania. Jedynymi wesołymi momentami były spotkania ze
znajomymi, z którymi byłam na Erasmusie. Oni rozumieli. Zaczęłam szukać innych
programów europejskich, aby znów gdzieś się wyrwać. Z jednej strony marzyłam o
Skandynawii, z drugiej o przedłużeniu pobytu w Paryżu, który przywoływał mnie
wspomnieniami. Przez dłuższy czas jednak nic nie znalazłam. I nagle! Odezwała
się do mnie koleżanka z dzieciństwa, której nie widziałam z dziesięć lat.
Potrzebowała pomocy przy wypełnianiu dokumentów na Erasmusa, którego miała
odbyć we Francji. Do tej pory pamiętam naszą rozmowę i moment, kiedy
powiedziała mi o EVS (Wolontariat Europejski). Po powrocie do domu, z wypiekami
na twarzy, zaczęłam szukać wszystkiego na temat tego programu. Weronika
poleciła mi nawet organizację, do której mogłam się zgłosić po pomoc. I tak to
się zaczęło. Następne dwa tygodnie spędziłam na wyszukiwaniu organizacji, które
mogłyby mnie przyjąć, kompletowaniu dokumentów, pisaniu cv i prezentacji.
Wysłałam wiele zapytań do wielu organizacji z kilku krajów europejskich, a
pierwszy pozytywny mail dostałam właśnie z Finlandii, właśnie z Lahti!
Po wielu miesiącach
oczekiwania, wymiany maili i dokumentów, po pożegnaniu z przyjaciółmi i
rodziną, na początku września 2009 r. znalazłam się wreszcie na upragnionej
fińskiej ziemi. Nigdy nie zapomnę mojej podróży z lotniska Vantaa do Lahti (ok.
100 km na północ od Helsinek). Autobus mkną między lasami i polami.
Gdzieniegdzie pojawiały się czerwone, drewniane domki… Kolory Finlandii o tej
porze roku to zielony i niebieski: zieleń to lasy, błękit to jeziora i niebo.
Przez kilka następnych
miesięcy poznawałam fińską kulturę, jadłam płaski, żytni chleb i owsiankę na
śniadanie, popijając hektolitrami kawy z mlekiem, jak to robią Finowie, co
tydzień chodziłam do sauny całkiem nago, bo inaczej nie wypadało, próbowałam się
porozumieć w tym trudnym języku z najbardziej zamkniętymi ludźmi, jakich
spotkałam, poznałam wiele osób, które do tej pory są moimi przyjaciółmi, a
nawet mojego obecnego męża ;) Brnęłam przez śnieg z uśmiechem na ustach,
ponieważ czułam, że moje marzenie wreszcie się spełniło. Po raz pierwszy
wędkowałam i jeździłam na nartach. Nauczyłam się, jak przyrządza się
Karjalanpiirakka, tippaleipä, pannakakku, dowiedziałam się, co to jest juustoleipä
i jak smakuje mięso renifera. Mam nadzieję, że wkrótce uda mi się tam wrócić. A na razie mówię Wam „Hyvää matkaa!” („Miłej podróży!”), zostawiając Was z kilkoma migawkami z
Laponii oraz przepisem na pyszne, słodkie bułeczki.
W
okresie naszego Tłustego Czwartku Finowie przygotowują tradycyjne słodkie
bułeczki, pachnące kardamonem (ta przyprawa jest bardzo często używana w
skandynawskim cukiernictwie). Tradycyjnie przekłada się je bitą śmietaną i
dżemem, np. z przepysznych malin nordyckich.
Pulla
(przepis pochodzi z
„Simply Scandinavian: Travelling through time with Finnish cuisine and nature” Tero
Kallio, Kimmo Saira)
Składniki
Ciasto
250 ml
lekko ciepłego mleka
25 g świeżych drożdży
100 g cukru
jajko
łyżeczka mielonego kardamonu (lub mniej do smaku)
¼ łyżeczki soli
70-80 dkg mąki
75 g rozpuszczonego i schłodzonego masła
Ponadto
roztrzepane jajko
cukier, gruba rafinada
Drożdże rozpuścić w lekko ciepłym mleku. Dodać roztrzepane jajko, cukier,
sól i kardamon. Wsypać część mąki i dokładnie wymieszać, wprowadzając powietrze
do ciasta. Następnie stopniowo dodawać resztę mąki. Dodać masło i dokładnie wymieszać.
W razie potrzeby dodać więcej mąki. Gnieść ciasto przez ok. 5 min., a następnie
zostawić do wyrośnięcia i podwojenia objetości na 30-45 min. Przykryć
ściereczką. Piekarnik rozgrzać do 220oC.
Wyrośnięte ciasto wyłożyć na podsypaną mąką stolnicę. Powyrabiać przez 2
minuty, aby je wygazować, a następnie formować niewielkie bułeczki. Gotowe
bułeczki układać na wyłożonej papierem blasze. Posmarować roztrzepanym jajkiem
i posypać grubą rafinadą. Piec przez ok. 10-15 min. lub do momentu aż bułeczki
nabiorą złocistego koloru.
Podawać z bitą
śmietaną i ulubionym dżemem lub innym słodkim smarowidłem. Smacznego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz